wtorek, 22 kwietnia 2014

Fourth adventure

#Caroline
Tydzień od mojego przyjazdu minął szybko, zbyt szybko. Praktycznie siedziałam cały czas w domu oglądając durną telewizję i czytając książki, bo co innego pozostało mi, gdy Rosalie świetnie bawiła się w towarzystwie Gregora?
A Manuel? Nie odezwał się, a ja nie miałam zamiaru dawać mu tej satysfakcji. Podczas ostatnich czterech dni hormony we mnie buzowały i tworzyły mieszankę wybuchową do takiego stopnia, że potrafiłam wydrzeć się na moją najlepszą przyjaciółkę.
Dziś dzień, którego wyczekiwałam niezmiernie.
Wychodzę z ciepłego łóżka i przygotowuję się do mojego pierwszego dnia w pracy, rozpoczynając od orzeźwiającego prysznica. Udaję się do kuchni, gdzie znajduje się już moja przyjaciółka. Witam się i zalewam czekoladowe płatki zimnym mlekiem. Po szybkim posiłku ubieram się w czarne, dopasowanie dżinsy i bordowy sweter. Włosy związuję w wysokiego kuca i do tego zakrywam niedoskonałości pod lekką warstwą makijażu.
Wychodzimy z klatki i ruszamy w drogę. Moje myśli krążą wokół wszystkich skoczków, których niby znam, ale jest kilka wątpliwości, które nie dają mi spokoju. Dojeżdżamy pod skocznię i wraz z Rose udajemy się do budynku, jednak nasze relacje były nadal na napiętej linii.
Wchodzę do pomieszczenia, gdzie znajdują się wszyscy sportowcy i sztab szkoleniowy.
- Oto panna Caroline Wagner, która od dzisiaj będzie naszym fotografem i częścią naszego zespołu. Mam nadzieję, że przyjmiecie ją bardzo miło. Macie być również grzeczni. - odzywa się trener kadry.
- Witam. - odzywam się i uśmiecham się do zgromadzonych.
- Jestem prawie pewien, że Manuel nie będzie mógł skupić się na treningach. - do głosu dochodzi Michael i od razu doprowadza moje policzki do lekkiego różu.
- Nie sądzę, jeżeli tak, Manuel otrzyma dodatkową karę. - mówi sarkastycznie pan Pointner.
- Normalka. - szepcze mi do ucha Rose.
Z mojego pokrowca wyjmuję aparat i zaczynam przy nim majstrować, nie zważając na zachowanie chłopców, bo inaczej ich nazwać nie można. Panna Braun miała rację, że łatwo nie będzie i jestem do tego w stu procentach przekonana.
- Chłopacy! Macie jeszcze trzydzieści minut na pogaduszki. - kieruje nimi trener.
- Morgi, ty również. - dodaje Heinz.
- Przepraszam. - podchodzę do Alexa. - Zaprowadzi mnie pan do jakiegoś pomieszczenia, gdzie znajdę kilka potrzebnych dla mnie rzeczy i chwilę na odetchnięcie. Muszę ,,pobawić" się - gestykuluję - moim aparatem. - mówię cicho, żeby pewien osobnik płci męskiej mi nie przeszkadzał.
Trener prowadzi mnie do pomieszczenia, gdzie znajduje się również magazynek. Wchodzę do drugiej części i szperam po kątach, przy okazji zostawiłam uchylone drzwi. Gdy mam już wychodzić z ciasnego lokum, słyszę śmiechy i znane mi głosy.
- Coś czuję, że Pointner da wam dzisiaj w kość. Dziwię się, że jeszcze z nimi trenujesz. - odzywa się jeden z towarzyszy.
- Wiesz, jestem tu, bo naprawdę chcę jechać na Igrzyska, to było moim celem. - słyszę westchnięcie znanej mi osoby.
- Stary, co jest? - pyta nikt inny jak Morgenstern, ale nie słyszę odpowiedzi. - Chodzi o Caroline Wagner? - śmieje się.
- Tak, może, nie. - odpowiada dość dziwnie, czego nie rozumiem.
- Fajna z niej laska i niezłą sobie wyrwałeś, ale pewnie wszystko spieprzyłeś? Ja bym nigdy nie spieprzył, oj nie!
- Thomas, nie wtrącaj się. - słyszę wyraźne wkurzenie Manuela i dochodzę do wniosku, że to jest ten moment, w którym powinnam wyjść z magazynku. Mimo mojego zaczerwienienia na jasnej karnacji.
- Witam! - zdecydowanie otwieram drzwi i staję naprzeciwko skoczków. Miny mają bezcenne. - Morgi... - zaczynam. - Możesz nas zostawić? - proszę grzecznie.
- Co chcesz? - pyta Fettner z wyraźnym burakiem na twarzy, ale i frustracją.
- Co chcę, to tobie o co chodzi? Nie odzywasz się, nie dajesz znaku życia, a teraz na mnie naskakujesz? Miłe były słowa twojego kolegi, szkoda, że... - uśmiecham się sarkastycznie, ale on mi przerywa.
- Ale nieprawdziwe? - wstaje. - Dlaczego taka jesteś? Dlaczego z taką małą ilością wierzysz w siebie? Dlaczego nie widzisz swojego piękna? Dlaczego nie doceniasz siebie? - wyraźnie podnosi ton głosu.
- Manuel, tak nie będziemy rozmawiać. Po pierwsze: powinieneś mieć to gdzieś. Po drugie: co cię to obchodzi? Po trzecie: Nie wpieprzaj się w moje życie. - zbliżam się do niego i patrzę specjalnie w jego tęczówki.
Chcę objąć jego twarzy i przemówić do rozsądku, jednak ktoś wpada do pomieszczenia. Rose i Gregor. Całujący się. Oddający się chwili.
- Boże, co?! - odsuwam się od niego, a po moich słowach momentalnie dwójka osobników odrywa i zaczyna reagować.
Nie wiem, co mam zrobić. Czy zacząć się śmiać czy zachować powagę? Patrzę na przyjaciółkę, która zdecydowanie się zaczerwieniła. Postanawiam wyjść z pomieszczenia, jednak tuż za mną udaje się Manuel, wkurzony Manuel.
- Jeżeli tak mają wyglądać nasze wspólne dni to ja podziękuję. - odburknął zły, a ja stoję jak słup soli, bo nie wierzę w to, co usłyszałam.
Momentalnie w moich oczach pojawiają się łzy, które próbuję zahamować. Z pomieszczenia wychodzą osłupieni zakochani i wpatrują się we mnie, jednak nie wiem z jakiego powodu. Dlatego, że usłyszeli czy po tamtym niezręcznym zdarzeniu? Wymijam ich i idę zająć się swoimi obowiązkami. Przy okazji ucinam pogawędkę z Michaelem.
- Idziemy na skocznię. - słyszę słowa trenera.
Udajemy się w stronę Bergisel, a ja już z daleka zaczynam robić zdjęcia tej pięknej skoczni, przy okazji trzymam się na dystans od Manuela i Gregora. Czasami przytakuję na słowa Dietharta i sztucznie się uśmiecham.
Chłopacy poszli na trening, a ja stałam w dogodnym dla mnie miejscu i czekałam na ich skoki. Na belce zauważam Fettnera i momentalnie czuję ściśnięcie w sercu, bolesne ściśnięcie. Kiwam przecząco głową, żeby odgarnąć od siebie natłok myśli i skupiam się na zrobieniu chociaż jednego, pozytywnego zdjęcia. Po udanym skoku przeglądam kilka fotografii z Manuelem w głównej roli i mimo wszystko stwierdzam, że wyszedł na nich korzystnie. Być może dlatego, że nie widać jego twarzy. 
To, że złość na skoczka przejawia się w moim wnętrzu było wiadome, ale nawet ja nie miałam ochoty na patrzenie na jego usta, które jeszcze niedawno wypowiedziały słowa skierowane w moją stronę. Właśnie jakie to były słowa? Czy na pewno z podstawą na niego nawrzeszczałam i w czym on zawinił?
Caroline, czyżby ruszało cię sumienie?
Czyżby odezwała się we mnie godność i chęć przeproszenia skoczka, któremu na pewno jest przykro? Jednak jedno jest pewne, że jestem cholernie uparta i nieśmiała, a jeżeli on nie zrobi chociaż małego kroczku, nawet przez głupi gest, to nigdy na wyciągnięcie ręki się nie zdecyduję.
Wracamy do budynku, a przede wszystkim do Rose. Przeglądam wszystkie zdjęcia i już w głowie analizuję, co się nadaje do jakiegokolwiek udostępnienia. Dodatkowo jest kilka zdjęć, które są naprawdę fajne i można by pobawić się w obróbkę. Gdy mam zamiar udać się do gabinetu przyjaciółki szanowny pan Pointner zatrzymuje mnie tuż przed jej drzwiami.
- Caroline, przeprowadzisz wywiad ze skoczkiem i wstawisz na stronę?
- Nie ma sprawy, tylko z kim? - obdarzam go uśmiechem.
- Fettner. - ucina rozmowę i odchodzi.
Czy tylko ja muszę mieć takiego pecha? Naprawdę dlaczego mnie to spotyka? Jak spojrzę mu w twarz? Jak będę z nim rozmawiać?
- Rose, mam problem. - siadam bezradnie naprzeciwko niej.
- Co jest? - odrywa się od roboty papierkowej.
- Pokłóciłam się z Manuelem, mam przeprowadzić z nim wywiad.
- Pokłóciłaś się z Manuelem o to, że masz przeprowadzić z nim wywiad?
- Nie wiem, co ty robisz na tym stanowisku.
- Pracuję. No dobra, o co się pokłóciliście? - opowiadam jej całą historię związaną z poprzednim zdarzeniem.
- Caroline, mam być szczera?
- No jasne, nic innego od ciebie nie oczekuję.
- 70% winy jest po twojej stronie. - popada w zamyślenie. - Przepraszam.
- Nie masz za co, doskonale zdaję sobie z tego wszystkiego sprawę. - nerwowo przygryzam wargę. - Ale co ja mam zrobić, Rose? Pierwsza się nie odezwę, jeszcze ten wywiad...
- Podejdź do tego na spokojnie. Spójrz na to z innej strony... Wykonujesz tylko polecenie trenera i nie chcesz podpaść mu już pierwszego dnia, więc wykonasz swoją robotę. Jeżeli zauważysz jakoś chęć porozmawiania z nim i zobaczysz coś w jego oczach to rozpocznij temat, ale spokojnie.
- Dzięki, naprawdę. - lekko odetchnęłam. - A teraz pomóż mi ułożyć pytania! - dźgam, bo doskonale wiem, że tego nienawidzi.
Manuel, trener kazał przeprowadzić mi z tobą krótki wywiad, więc muszę wykonać swoją robotę. Mogę przejść do sedna sprawy? 
Idę w jego stronę i staję tuż naprzeciwko niego.
- Ee... Manuel... no bo ja mam sprawę. - I cały plan szlag trafił. - myślę.
- Co chcesz?
- Trener mi kazał przeprowadzić z tobą wywiad, krótki. Mogę? - nerwowo bawię się podkładką.
- Zamieniam się w słuch. - nie zwraca na mnie uwagi.
Zadaję szybko pytania i w takim samym tempie notuję jego odpowiedzi i od razu zmywam się z jego pola widzenia. Najwidoczniej nie miał ochoty ze mną rozmawiać, no cóż... Ja nad tym ubolewać nie będę.
- Jak było? - już w domu słyszę pytanie Rose.
- Nijak. - biorę na kolana poduszkę i zaczynam rozmyślać.
- Kochanie. - siada obok mnie Rose i zaczyna poważnie ze mną rozmawiać.

#Rosalie
Ostatnie dni lecą niemiłosiernie szybko. Ale podobno szczęśliwi czasu nie liczą, więc co się będę przejmować?
Dzisiaj Caroline zaczyna pracę. Czy jest z tego faktu zadowolona, ciężko mi stwierdzić. W domu panuje nerwowa atmosfera. Nie wiem czy to sprawa stresu czy może szanowny pan Fettner ma w tym swój udział. W każdym razie- ostatnio wolę nie wchodzić przyjaciółce w drogę. 
Rano w milczeniu jemy razem śniadanie, a potem każda z nas wraca do swojego pokoju, żeby doprowadzić się do porządku. Dobieram odpowiedni strój, robię lekki makijaż i schodzę na dół. Spokojnie zakładam buty i płaszcz. Czekam w przedpokoju na dziewczynę i zerkam na zegarek.
 - Caroline, rusz się!- krzyczę do przyjaciółki zniecierpliwiona.- Chyba nie chcesz się spóźnić już pierwszego dnia?- Blondynka pospiesznie zbiega ze schodów, związując w tym czasie włosy.
- Jestem gotowa- oznajmia i razem opuszczamy mieszkanie. Oczywistym jest, że  moja towarzyszka przez całą drogę nie odzywa się nawet słowem. Docieramy na miejsce i udajemy się do siedziby klubu. Pointner wciela się w rolę rządzącego i wszystkich prosi o przyjście do sali konferencyjnej. Oficjalnie przedstawia Caroline. Nie przysłuchuję się słowom trenera. Rozglądam się po pomieszczeniu, lustrując wzrokiem  uczestników spotkania. Zaraz, gdzie jest Schlierenzauer? Czy ten człowiek mógłby chociaż raz stawić się we właściwym miejscu o umówionej godzinie? W co ja wierzę? Takie rzeczy się nie zdarzają. Wyciągam telefon i piszę wiadomość do szatyna: „Radzę ci się pospieszyć, dopóki Alex nie zauważył Twojej nieobecności”- wysłano.
Po dopełnieniu formalności, do których Pointner czuł się zobowiązany, daje swoim podopiecznym chwilę przerwy przed treningiem. Zadowolona z zakończenia spotkania, udaję się do klubowej kuchni po kawę. Oczekując, aż woda w czajniku zacznie wrzeć, wpatruję się w drzwi prowadzące do magazynu. Kiedyś to było jedyne wejście, ale po dobudowaniu kuchni wszyscy jakby zapomnieli o tym przejściu i teraz korzystali z wejścia prowadzącego tam bezpośrednio z korytarza. Na chwilę wracam wspomnieniami kilka lat wstecz, kiedy jeszcze jako studentka odbywałam praktyki w tym samym budynku, gdzie teraz pracuję. Uśmiecham się do swoich myśli. Gwizd czajnika sprowadza mnie na ziemię. 
- “All I want is someone I can't resist. I know all I need to know by the way that I got kissed…”-zaczynam nucić w głowie mój hit ostatniego tygodnia, zalewając kawę. Niespodziewanie ktoś kładzie dłonie na mojej talii. Uśmiecham się rozpoznawszy ten dotyk i odstawiam czajnik. Osobnik za mną przesuwa ręce na mój brzuch i splata je.
- Dzień dobry- szepcze mi do ucha. Mój zmysł słuchu uważnie rejestruje każdy dźwięk wydobywający się z ust mężczyzny. Hamuję się, żeby się nie odwrócić i wpić łapczywie w wargi przybysza, który teraz składa delikatne pocałunki na mojej szyi. Przechylam głowę, całkowicie poddając się pieszczotom. Tymi gestami Greg doprowadza mnie do szaleństwa. Nieprawdopodobne jak szatyn działa na mnie fizycznie. Poza tym, że  darzę go coraz większym uczuciem, moim ciałem targa pożądanie, gdy tylko skoczek znajduje się blisko. Schlieri wędruje ustami po moim karku, wywołując niekontrolowane dreszcze. Odkrył moje czułe miejsce. Nie dbam już o hamulce czy fakt, że ktoś może tu wejść. Odwracam się i natychmiast odszukuję usta sportowca zarzucając mu przy tym ręce na szyję. On z kolei jakby sprowokowany moim zachowaniem, zaczyna mną kierować i przesuwamy się w stronę ściany. Zostaje do czegoś przyciśnięta, ale tym czymś na pewno nie jest ściana. Nim zdążyłam się zorientować, że opieram się o drzwi, Gregor przypadkiem nacisnął klamkę, przesuwając rękoma po moich plecach i oboje wpadamy do magazynu. Słyszę czyjś głos, który okazuje się należeć do mojej przyjaciółki i zmieszana odrywam się od szatyna. Czerwienię się delikatnie jak dziecko przyłapane na gorącym uczynku i spuszczam wzrok. Schlierenzauer wcale nie zachowuje się lepiej. Patrzy na wszystko, byle tylko nie złapać kontaktu wzrokowego z kimkolwiek obecnym w pomieszczeniu. Caroline zdecydowanym krokiem rusza do drzwi, a zaraz za nią podąża wyraźnie wściekły Fettner. Mija dziewczynę, wypowiadając przy tym słowa, których raczej nie powinniśmy usłyszeć i oddala się. Kiwam głową na Grega i stajemy po dwóch stronach przygnębionej blondynki. Spogląda to na mnie, to na niego i kręcąc głową idzie w kierunku wyjścia. 
- Oni nie mogą się tak traktować- mówię bardziej do siebie, niż do niego.- Wymyślę coś, żeby się porozumieli- w głębi duszy zaczynam wierzyć w swoje słowa i odwracam się do Schlierenzauera z pewnością w oczach.
- Chyba, że ja zrobię to pierwszy- mówi z cwanym uśmieszkiem i patrzy na mnie prowokacyjnie.
- Chcesz się bawić w swatkę? TY?- wybucham niepohamowanym śmiechem, czym najwyraźniej uraziłam męską dumę mojego partnera. 
- A dlaczego nie?- Zakłada ręce i wpatruje się we mnie wyczekująco.
- Mój drogi, nie jesteś na tyle sprytny, żeby obmyślić jakikolwiek sensowny plan.
- Ja ci jeszcze pokażę, jak bardzo sprytny potrafię być. Załóżmy się. Wygra ten, kto pierwszy doprowadzi do normalnych relacji na linii Wagner- Fettner. 
- Niech będzie- przystaję na propozycję.- Twoje żądania, jeśli wygrasz? W co szczerze wątpię, ale zachowajmy standardowe procedury zakładów.
- Nagrodę ustala wygrany, ale dopiero po skończeniu rywalizacji- wytrzeszczam oczy zaskoczona. Interesujące. No panie Schlierenzauer, może jednak źle cię oceniłam.
- Zgoda- wyciągam dłoń w jego stronę. 
- Thomas!- woła przechodzącego korytarzem przyjaciela. Blondyn podchodzi do nas i wpatruje się w nasze złączone dłonie.- Przetnij.
- Słyszałem waszą rozmowę i nie sądzę, żeby wynikło z tego coś dobrego. Jak Caroline albo Manu się dowiedzą, będzie po was.
- Nie proszę cię o sądy i ani się waż powiedzieć o tym komukolwiek. No dalej- Morgenstern spełnia prośbę szatyna i przecina nasz zakład. Zadowolony Schlierenzauer całuje mnie w policzek i oddala się w kierunku szatni. Morgi również chce odejść, ale mam z nim coś do załatwienia, więc zatrzymuję go i czekam aż kroki Gregora zupełnie ucichną. Nie chciałabym, żeby usłyszał naszą rozmowę.
- Zrobisz coś dla mnie?- patrzę błagalnie na Thomasa, mając nadzieję, że mi nie odmówi.
- Powiedz co, a się zastanowię.
- Chcę, żebyś kontrolował kroki Gregora i mówił mi, co zamierza w sprawie Manu i Caro. 
- Rose, nie wciągaj mnie bardziej w wasze zagrywki. Wystarczy, że wiem o zakładzie- kręci głową. Myślałam, że będzie łatwiej. Chyba muszę zastosować kobiece sztuczki, czego nigdy nie chciałam robić w stosunku do niego.
- Morgi, proszę- przybliżam się do skoczka i niewinnie spoglądam w jego niebieskie tęczówki.- Nie mów, że nie sprawi ci przyjemności, jeśli z nim wygram. W dodatku z twoją pomocą- instynktownie zaczynam wodzić palcami po jego torsie. Mężczyzna odsuwa się stanowczo i patrzy na mnie rozbawionym wzrokiem.
- Moja droga, podstępna, panno Braun. Nie musisz na mnie niczego wymuszać swoimi sztuczkami. Czy nie wystarczy ci, że podbiłabyś serca połowy mieszkańców Innsbrucka?- miałam nadzieję, że potraktuje to jako żart i bardzo dobrze, że tak zrobił. 
- Przejrzałeś mnie- śmieję się, ale zaraz przypominam sobie cel tej rozmowy.- To jak, mogę na ciebie liczyć?
- Jasne- posyła mi przyjacielski uśmiech i minąwszy mnie, kieruje swoje kroki do szatni. Niemal przekonana o swojej wygranej wracam do kuchni po moją kawę i zaszywam się w swoim gabinecie. Na biurku dostrzegam kilka teczek i domyślam się, że są to dokumenty skoczków potrzebne na najbliższy konkurs. Usadawiam się wygodnie i zaczynam je przeglądać. Pointner jak zwykle nie zadał sobie trudu, żeby je uporządkować i dzięki Ci Boże za moją trzeźwość umysłu, bo Diethart dostałby dokumenty Morgiego i odwrotnie. Nawet Michaela z Gregorem pomylił. Śmiem twierdzić, że trener nawet do tego nie zajrzał, tylko porozdzielał w miarę po równo i pewnie nie przyszło mu do głowy, że mogłyby być pomieszane. Wzdycham głośno i zaczynam segregowanie od początku, bo mogłam coś przeoczyć zanim zauważyłam cały bałagan. 
Moje jakże ciekawe zajęcie przerywa Caroline. Z radością odkładam papiery i wdaję się w rozmowę z blondynką. Opowiada mi o sytuacji z Manuelem i wyjaśnia zajście z magazynu. A teraz jeszcze Alex kazał jej przeprowadzić wywiad z Fettim. Zero wyczucia, panie Pointner. Pomagam przyjaciółce w ułożeniu pytań. W tym czasie ktoś puka do drzwi i do pomieszczenia wsuwa się głowa Morgiego.
- Rose, możemy pogadać?
- Za dziesięć minut- odsyłam go, widząc znaczące spojrzenie jakim mnie obdarował. Kiwa głową i znowu znika za drzwiami. Kończymy pytania i dziewczyna idzie zrealizować powierzone jej zadanie. 
Thomas musiał czekać przed wejściem, bo niemal mija się w progu z Wagner.
- Ten wywiad to sprawka Gregora- mówi i siada naprzeciwko mnie.
- Żartujesz?- kręci głową.- Tak się nie załatwia spraw.
- Słyszałem jak sugerował trenerowi, że Caroline mogłaby dołączać wywiady do zdjęć. I powiedział jeszcze coś takiego: „A żeby nie rzucać jej od razu Thomasa albo mnie, niech zacznie od czegoś przyjemniejszego. Nie wiem.. Fettner?”- tłumaczy całe zajście, a ja nie wierzę w to, co słyszę.
- Niedobrze, bardzo niedobrze. Ale już za późno, bo Caro zapewne rozmawia teraz z Manuelem. Dzięki, Morgenstern- uśmiecham się i blondyn wychodzi z gabinetu. 
Wracam do porządkowania dokumentów. Gdy zamykam ostatnią teczkę, dołącza do mnie przyjaciółka. 
- Proszę, jedźmy już do domu- patrzy na mnie smutnym wzrokiem i nie jestem w stanie nic powiedzieć. Zabieram swoje rzeczy i podchodzę do blondynki. Obejmuję ją pocieszająco i prowadzę do samochodu. Przez całą drogę zerkam na nią ukradkiem, ale ona tylko wpatruje się w przednią szybę. 
W mieszkaniu odgrzewamy obiad i dopiero, kiedy siedzimy w salonie po skończonym posiłku i z herbatą w dłoni, zaczynam wypytywać, jak było.
- Nijak- słyszę w odpowiedzi i serce mi pęka, gdy patrzę na jej przygnębienie.
- Kochanie- wstaję z fotela i siadam obok Caro na sofie. Zapowiada się długa, poważna rozmowa. 
~*~
Magic: Na początku chciałabym Was przeprosić za taką przerwę. Troszkę nawaliłyśmy, ale teraz postaramy się pisać dla Was regularnie. Bardzo przyjemnie mi się tworzyło, więc z radością oddaję swoją część w Wasze ręce.

Pauline: Pierwszą rzeczą, którą zrobię to Was przeproszę, bo za takie opóźnienie powinnyśmy trafić za kratki, ale udało się i coś powstało. Nie będę ukrywać, że pisało mi się bardzo przyjemnie i mam nadzieję, że później jakoś to będzie. :) 

poniedziałek, 17 marca 2014

Third adventure

#Rosalie
Rano wstaję zaskakująco wypoczęta jak na tak niewielką ilość snu. Z uśmiechem na ustach wędruję do kuchni i od razu zabieram się za przygotowanie śniadania. Caroline zapewne jeszcze śpi. Nic dziwnego, skoro wróciła tak późno. W nocy próbowałam na nią czekać, ale wykończona zasnęłam.
Siadam przy stole z przygotowanymi kanapkami i kubkiem kawy. Po chwili słyszę kroki świadczące o tym, że blondynka postanowiła podnieść się z łóżka. Kiedy dziewczyna pojawia się w pomieszczeniu, nie udaje mi się utrzymać mojej ciekawości na wodzy i od razu zaczynam temat Fettnera. Nie spodziewam się jednak, że Caro odbije piłeczkę i zacznie wypytywać mnie o Gregora. Gdy kończę swoją opowieść słyszę jednoznaczną diagnozę: zakochałaś się. To niemożliwe. Ja się nie zakochuję, a przynajmniej nie tak szybko.
Po krótkiej rozmowie przyjaciółka opuszcza kuchnię i z tego, co udaje mi się zauważyć, wraca do swojego pokoju. Kończę posiłek i swoje kroki kieruję do łazienki z zamiarem doprowadzenia się do porządku. Poranną toaletę przerywa mi pukanie do drzwi. Szybko odkładam szczoteczkę do zębów i ścieram pastę z twarzy. Biegnę przez przedpokój i wpuszczam gościa do środka.
- Manuel, cześć- witam go promiennym uśmiechem i całusem w policzek.
- Cześć Rose. Ja do Caroline, jest w domu?
- Już po nią idę. Rozgość się- posyła mi wdzięczne spojrzenie i wchodzi do salonu.- Zaraz przyjdzie- oznajmiam skoczkowi po przekazaniu dziewczynie wiadomości o jego przyjściu.
Wracam do łazienki w celu zrobienia makijażu. Swój słuch skupiam na odgłosach rozmowy dochodzących z salonu. Nic nie mogę zrozumieć z ich dziwnych wypowiedzi. Zdaje się, że Caro nie powiedziała mi wszystkiego. Skończywszy swoją czynność wychodzę z pomieszczenia i idę do swojego pokoju. Przechodząc koło salonu zwalniam kroku chcąc przysłuchać się rozmowie. Nie mogę się powstrzymać i wtrącam swoje trzy grosze go rozmowy.
- Już znikam- usprawiedliwiam się widząc mordercze spojrzenie blondynki.
Niestety zza drzwi mojej sypialni nie słyszę ani jednego wypowiadanego przez nich słowa. Niezadowolona z tego faktu otwieram szafę i zaczynam się zastanawiać, co dziś założyć. W ostateczności stawiam na białą koszulę, czarne zwężane spodnie i żakiet w tym samym kolorze. Ubrana wychodzę z pokoju i w tym samym momencie słyszę słowa Caro, która mówi Fettnerowi, żeby zabrał mnie ze sobą. 
- Jestem gotowa– wyglądam zza drzwi salonu.- A my kochana porozmawiamy wieczorem – puszczam przyjaciółce oczko, a po chwili wychodzę z mieszkania razem ze skoczkiem. Brunet zmierza w stronę swojego samochodu nie sprawdzając nawet, czy za nim idę. Jestem pewna, że na linii Wagner- Fettner zdarzyło się coś, o czym żadne z szanownej dwójki nie raczyło mi powiedzieć.
- Manu- zaczynam niepewnie, kiedy wyjeżdżamy z osiedlowego parkingu. Słyszę ciche mruknięcie, co oznacza, że mężczyzna mnie słucha.- Co się wczoraj stało między tobą a Caroline?
-  Słuchaj Rose, znam ją krótko i mieliśmy wczoraj dziwną sytuację, która jakoś wpłynęła na naszą relację i boję się, że nie wyjdzie- odpowiada po chwili namysłu.
- Wielkie dzięki, marzyłam o zagadkach z samego rana. Tak dokładniej?
- Spacerowaliśmy po mieście, miło nam się rozmawiało, odprowadziłem ją i...- urwał w połowie zdania jakby zwątpił, czy może mi powiedzieć.
- I?
- Pocałowała mnie.
- Czekaj, czekaj. Na pewno mówimy o tej samej Caroline?- nie wierzę w to, co słyszę. Caro pocałowała Manuela, pierwsza. Wiecznie nieśmiała blondynka przełamała swoje granice.
- Rose, proszę cię, nie żartuj. Ja naprawdę nie wiem, co mam z tym zrobić.
- No panie Fettner, wpadłeś po uszy. Porozmawiam z nią.- Zapewniam sportowca i posyłam mu pocieszający uśmiech.
Po kilku kolejnych minutach wjeżdżamy na teren skoczni Bergisel. Życzę przyjacielowi miłego treningu i opuszczam pojazd. Tym razem nie idę prosto do swojego gabinetu, jak to mam w zwyczaju, ale podchodzę do trenera.
- Witaj Rose- Uśmiecha się do mnie serdecznie.
- Cześć Alex. Słuchaj, mógłbyś przyjść do mnie po treningu?- Od razu przechodzę do tematu, który mnie interesuje.
- Oczywiście. Czy coś się stało?
- Nie, wszystko jest w porządku, chcę porozmawiać.
- Dobrze- kiwa głową na znak zgody.
- W takim razie czekam- oznajmiam i kieruję się w stronę budynku. Po drodze zatrzymuje mnie lekko spóźniony na trening Gregor.
- Hej- przelotnie całuje mnie w policzek.- Widziałem, że rozmawiałaś z Pointnerem. Co powiedział?
- Przyjdzie do mnie po treningu, wtedy z nim porozmawiam. Jak będziesz chciał wiedzieć, co udało mi się wskórać, to na mnie poczekaj. A teraz dołącz do reszty, jak nie chcesz kolejnego kazania od trenera.- Wykonuje moje polecenie, a ja znikam we wnętrzu budynku i w swoim gabinecie czekam na szkoleniowca.
Mężczyzna zjawia się u mnie po upływie prawie dwóch godzin. Szybko wyjaśniam mu o co chodzi tłumacząc to oczywiście moimi obserwacjami, a nie skargą zawodnika. Pointner wygląda na zakłopotanego i kiedy kończę swoją wypowiedź, patrzy na mnie niepewnie.
- Nie chciałabym podważać twoich kompetencji, ale myślę, że powinieneś mu trochę odpuścić. Chociaż parę lżejszych treningów, dla regeneracji organizmu – dodaję, żeby załagodzić rzucone wcześniej oskarżenie.
- Może i masz rację. Pomyślę nad tym. Czy to wszystko?
- Tak, możesz iść- uśmiecham się do trenera zanim opuści pomieszczenie. Zaraz po jego wyjściu do środka wpada Schlieri.
- I?- Patrzy na mnie wyczekująco.
- Możliwe, że twoje kolejne treningi będą mniej intensywne- nie potrafię opisać radości, którą widzę w jego oczach, gdy słyszy te słowa. W jednej sekundzie znajduje się przy mnie i porywa w objęcia.
- Dziękuję!
- Jeśli chcesz, żebym jeszcze kiedykolwiek się za tobą wstawiła, to przestań mnie dusić- natychmiast rozluźnia uścisk, ale nie wypuszcza mnie całkowicie.
- Przepraszam- uśmiecha się szeroko i patrzy mi w oczy.
- No panie Schlierenzauer, w akcie wdzięczności możesz odwieźć mnie do domu. Rano przyjechałam z Fettim a nie bardzo mam ochotę na spacery.
- I tak miałem ci to zaproponować, bo nie widziałem twojego samochodu- przyznaje i puszcza mnie, żebym założyła płaszcz. Wychodzimy z budynku i kierujemy się w stronę samochodu skoczka.
Podczas drogi w radiu leci jeden z klasycznych starych hitów;
- „All you have to do is close your eyes and just reach out your hands and touch me, hold me close, don’t ever let me go”- zaczynam śpiewać znane mi słowa, a szatyn spogląda na mnie z niekrytym zaciekawieniem.- Patrz na drogę- uśmiecham się do mężczyzny i kontynuuję mój koncert.
Gregor parkuje pod moją klatką, ale nie mam ochoty na opuszczanie pojazdu.
- Dziękuję za podwiezienie- Siadam przodem do sportowca i patrzę mu w oczy. W te cudowne czekoladowe oczy.
- Do usług- uśmiecha się, co powoduje, że moje wnętrzności zaczynają wariować. Przez chwilę wpatrujemy się w siebie nawzajem.
- Schlierenzauer, długo jeszcze będziemy tak siedzieć, czy może zdecydujesz się mnie w końcu pocałować?- Wydaje się być zaskoczony moim pytaniem, ale zaczyna się do mnie przybliżać. Gregor subtelnie łączy swoje usta z moimi. Próbuję pogłębić czułość oblizując jego wargi. Czuję, że się uśmiecha. Odsuwam się na niewielką odległość.- Do zobaczenia w pracy- szepczę i wysiadam z pojazdu zanim mój towarzysz uświadomi sobie, co się właśnie stało.
Po wejściu do mieszania zastaję przyjaciółkę w salonie. Kolejny raz wypytuje mnie o relacje z szatynem. Nie pozostaję jej dłużna i zaczynam temat Fettnera.
- Zdaje się kochana, że nie powiedziałaś mi wszystkiego- zakładam ręce i patrzę na nią wyczekująco. Wzdycha ciężko i uzupełnia poranną wypowiedź.
- Rose, ja go pocałowałam!- Skrywa twarz w dłoniach jakby jej czyn był czymś złym.
- Wiem. Rozmawiałam z Manu- tłumaczę, widząc jej pytające spojrzenie. Na dźwięk tych słów blondynka zakrywa się leżącą na kanapie poduszką.
- Pięknie. Co ci powiedział?
- Że znacie się krótko, ale stało się coś, co w jakiś sposób wpłynie na waszą relację i boi się, że nie wyjdzie- powtarzam to, co usłyszałam od skoczka.
- Chyba będę musiała z nim poważnie porozmawiać- stwierdza patrząc w ścianę.
- Tak byłoby najlepiej- popieram jej pomysł.- Idę się przebrać.- Wychodzę z salonu i zostawiam dziewczynę samą. W mojej głowie kolejny raz pojawia się sylwetka Gregora. Machinalnie unoszę dłoń do ust uśmiechając się w duchu.

#Caroline
Promienie słoneczne boleśnie wpadają w moje oczy, z zawiedzeniem mruczę pod nosem i zwlekam się z łóżka. Powolnym krokiem zmierzam w stronę kuchni i robię sobie mocną, pobudzającą kawę. Myślę o wczorajszym wydarzeniu i na samą myśl robi mi się głupio, jednak ten chłopak zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Pozostali sportowcy również pokazali się z dobrej strony.
- O, poranny ptaszek. - słyszę głos Rosalie.
- Wcale taki poranny nie jest. - upijam łyk kofeiny.
- Jak się wczoraj bawiłaś w towarzystwie Manuela? - rozpoczyna temat, którego zdecydowanie chciałam uniknąć, jednak jest już za późno.
- Miło nam się rozmawiało. Po kilku godzinach odprowadził mnie, a ja wróciłam do naszego mieszkania. - kłamię.
- Ach, Fettner. - wzdycha.
- A ty jak bawiłaś się w towarzystwie wielu panów? - marszczę brwi.
- W zasadzie w towarzystwie pana. - uśmiecha się pod nosem.
- W takim razie siadaj i słucham twej ciekawej opowieści. - zauważam lekki rumieniec na jej twarzy przy opowiadaniu wieczoru w towarzystwie pana Schlierenzauera. - Zakochałaś się. - klaszczę w dłonie.
- Caroline, wiesz, że ja się nie zakochuję. - przewraca oczami.
- Oszukujesz siebie i innych. Kiedyś to i tak cię dopadnie i nie uchronisz się przed tym. - unoszę palec. - Przepraszam... dopadło.
- Caro! - grozi palcem. - Nie znasz mnie moja droga, ponieważ nie zakochałam się w nim i mnie nie przekonasz. - śmieje się sarkastycznie.
- Oj Rose. - podnoszę się i wracam do swojego kącika.
Kładę się i chwytam jedną z ulubionych książek, przewracam, co jakiś czas kartki, aby ponownie wrócić do poprzednich stron. Niestety moją głowę zachrząta pewien sportowiec, którego zapewne będzie mi bardzo trudno uniknąć. Najprostsza czynność jest przerywana przez natłok myśli, których nie mogę się pozbyć. Co on do cholery ze mną zrobił? Zawsze byłam postrzegana jako przyjaciółka tej pięknej brunetki. W każdym towarzystwie siedziałam z boku rozmawiając z pewnym kolesiem, który i tak kątem oka spoglądał na Rosalie. Aż tu nagle pewnego zimowego dnia spotykam sportowca, któremu nie jestem obojętna. Bynajmniej tak mi się wydaje, bo o ile pamiętam to moja intuicja rzadko mnie zawodziła. To samo tyczy się Rose, mnie nie oszuka, ale z drugiej strony to ja jej nie przekonam.
Szybkim ruchem wstaję z łóżka i wyglądam przez okno, po czym stwierdzam, że nie warto leniuchować o tej porze dnia, dodatkowo w piżamie. Ubieram się w zwykłe rzeczy i plotę włosy w warkocz. Robiąc lekki makijaż słyszę pukanie do drzwi.
- Wchodź Rose. - nadal patrzę w lustro.
- Caroline, masz gościa. - patrzy z błyskiem w oku.
- Słucham? Kogo? - dziwię się. - A, już rozumiem. - chowam na chwilę twarz w dłoniach. - Powiedz, że zaraz przyjdę. - kiwam głową, Rose zamyka za sobą drzwi.
Z mętlikiem w głowie ruszam przed lustro i patrzę w swoje odbicie. Niedoskonałości tu i ówdzie. Przeciętna dziewczyna, a teraz dodatkowo z warkoczem. A co on ode mnie chce? Mam nadzieję, że prędzej, czy później się o tym dowiem.
Wychodzę z pomieszczenia i biorę głęboki oddech, żeby odważnie ruszyć w stronę salonu. Widzę go, siedzącego na kanapie.
- Witaj. - rzuca mi uśmiech.
- Hej. - drapię się po karku. - Coś się stało? - pytam niepewnie.
- Nie nic. - waha się. - A co miało się stać?
- Nic. - przewracam oczami. - Dziwi mnie to, że tu przyszedłeś. - siadam obok niego.
- Będziemy tak teraz milczeć? - przerywa niezręczną ciszę.
- No nie. Zamyśliłam się.
- Caroline chciała powiedzieć, że chętnie z tobą porozmawia i miło cię widzieć. - rzucam jej mrożące krew w żyłach spojrzenie.
- Sądzę, że Caroline potrafi sama mówić. Dwóch lat nie ma. - mówi poważnie.
- Eee. Idę się ogarnąć, bo niedługo do pracy. Miłej rozmowy. - uśmiecha się.
- Czemu się tak zachowujesz? Wczoraj byłaś rozgadana i to strasznie. Dodatkowo zrobiłaś wczoraj to, co zrobiłaś, co mnie naprawdę zaskoczyło, a teraz jesteś inna. - przybliża się do mnie.
- Super mi się z tobą rozmawiało i teraz jest mi głupio, bo nie wiem, czemu tak się zachowałam. - przygryzam nerwowo wargę.
- Aha. - kwituje.
Siedzimy w pomieszczeniu zerkając na siebie. Milczenie nie jest doskwierające, jednak nieswoje i nie oddaje wczorajszej atmosfery, która była przyjemna.
- Będę się zbierał, bo jeszcze trener się wkurzy. - przejeżdża moją ręką po plecach, a po całym moim ciele przechodzą ciarki.
- Nie ma sprawy, zabierz ze sobą Rose. - uśmiecham się.
- Jestem gotowa. - nagle wygląd zza drzwi. - A my kochana porozmawiamy wieczorem. - puściła mi oczko.
Upadam z ulgą na kanapę i staram się zacząć racjonalnie myśleć. Co czuję? Nie wiem, znam go dokładnie dwa dni. Jest miłym, poukładanym facetem, jak na razie widzę same zalety, ale to, że go pocałowałam totalnie zbiło mnie z tropu. W tym momencie mogę tylko gdybać, bo naprawdę nie wiem czemu to zrobiłam. Zaczyna mnie ruszać sumienie, bo zdecydowanie nic do niego nie czuję. Bynajmniej nie teraz.
Nie wiedząc, kiedy zasnęłam po obudzeniu się spoglądam na zegarek, a tam widnieje popołudniowa godzina. Zbieram się i wychodzę do miasta nawdychać się świeżego powietrza. Patrzę na spieszących się ludzi, kiedy ja spaceruję spokojnie delektując się innsbruckim powietrzem. Wracam do domu i myślę nad przyszłą rozmową z Rose. Zastanawiam się, co powiem, zrobię i jak się zachowam. Wypadałoby powiedzieć prawdę, bo przecież jest moja najlepszą przyjaciółką i nie mam przeciwwskazań, żeby mieć przed nią jakieś sekreciki. Wchodzę do mieszkania, jednak mojej współlokatorki nie ma w domu. Robię sobie cappuccino, siadam przed kominkiem i wpatruję się w rozpalający się ogień. 
- W takim razie, co masz mi do powiedzenia w sprawie pana Schlierenzauera? - po powrocie do domu, pytam ją o coś, co na pewno chciała uniknąć.
- Jest za wcześnie, żeby rozmawiać o takim uczuciu jakim jest miłość.- przewraca oczami. 
- Czyli nic więcej mi nie powiesz? - patrzę na nią z nadzieją. 
- Nie, bo naprawdę nie sądzę, żebym coś do niego czuła. - uśmiecha się. - Byłabyś pierwszą osobą, która by się o tym dowiedziała. - dźga mnie. 
- Jasne, jasne, panno Braun. - odwdzięczam się.
~*~
Magic: Było parę przygód przy pisaniu, było. Nie jestem zadowolona ze swojej części, ale Paulina na szczęście ratuje honor tego opowiadania ;D  Do następnego! ; )

Pauline: Witam kochane, ten rozdział pisało mi się bardzo przyjemnie, jednak ocenę pozostawiam wam. Powiem szczerze, że pisanie tego duetu sprawia mi wielką przyjemność, a przede wszystkim radochę. Bądźcie cierpliwe, bo jak widzicie to nie dodajemy tutaj regularnie, ale pewnie niedługo jakoś się to ustatkuje, a no i przede wszystkim akcja nabierze tempa. Pozdrawiam. :)

wtorek, 4 marca 2014

Second adventure

#Rosalie
Dzień po przyjeździe Caroline wstaję chwilę przed ósmą i podnoszę się z łóżka ze świadomością spędzenia kolejnego dnia ze skoczkami. Uśmiecham się na samą myśl o tym, bo wiem, że nie będę się nudzić. Blondynka ma zacząć pracę od przyszłego tygodnia, więc wszystkie poranne czynności wykonuję najciszej jak potrafię, żeby przypadkiem nie obudzić przyjaciółki. Kwadrans przed dziewiątą zostawiam kartkę z krótką wiadomością dla dziewczyny i zadowolona opuszczam mieszkanie. Po wyjściu z klatki biorę głębszy oddech, mroźne powietrze dociera do moich płuc. Pomimo środka zimy na dworze jest całkiem przyjemnie, przez co decyduję się na dotarcie do pracy pieszo. Po drodze obmyślam plan na wieczór. Chcę zorganizować wszystkich skoczków, żeby pojawili się w klubie, gdzie zdarzało nam się bywać. Zamierzam zabrać też Caroline. Zdecydowanie powinna poznać kadrę zanim zacznie z nimi współpracować. Niech się przyzwyczaja do tych wariatów.
Kiedy docieram do siedziby klubu, zawodnicy biegają wokół gmachu. Nad wszystkim tradycyjnie czuwa Alex i paru innych członków sztabu. Unoszę rękę w geście powitania i znikam we wnętrzu budynku. Zaszywam się w swoim gabinecie z kubkiem gorącej kawy i zaczynam przeglądać gazetę codzienną. Parę minut później mój spokój zakłóca Schlierenzauer. Sportowiec wpada do pomieszczenia bez pukania i w dodatku trzaska drzwiami. Już od wejścia słychać wypływającą z jego ust wiązankę kierowaną do sztabu szkoleniowego:
- „Gregor, musisz się bardziej przyłożyć... Przy twojej obecnej formie powinieneś więcej trenować...”- naśladuje ton głosu trenera. Zdenerwowany siada na umiejscowionej naprzeciwko biurka sofie i dopiero wtedy kontynuuje.- Czy oni myślą, że ja jestem jakimś robotem? Nie jestem! Cholera, organizm ludzki też się wykańcza, mogliby ze mnie zejść. Rose, pogadaj z Alexem, żeby mi chociaż trochę odpuścił- dopiero teraz mój gość podnosi wzrok i zerka na mnie błagalnie.
- Twój umysł jest pełen negatywnych emocji...- zauważam. Nie pamiętam, żebym kiedyś widziała Gregora w takim stanie.
- Rose, ja do ciebie jak do przyjaciółki, a ty mój umysł analizie psychologicznej poddajesz. Możesz chociaż na chwilę pozbyć się swojego zboczenia?
- Widzisz, właśnie o tych negatywnych emocjach mówię- opieram łokcie na blacie i patrzę na skoczka kręcąc karcąco głową.- Jeśli chcesz porozmawiać ze mną jak z przyjaciółką, to nie przychodź w moich godzinach pracy- jeszcze bardziej rozwścieczony skoczek wstaje z kanapy i rusza do drzwi.- Hej, Schlierenzauer- odwraca się z ręką na klamce.- Zbierz proszę resztę kadry i przyjdźcie do mnie po treningu, wszyscy- kładę nacisk na ostatnie słowo. Szatyn kiwa głową na znak, że zrozumiał i opuszcza pomieszczenie. Wracam do swojego zajęcia, które tak brutalnie przerwał mi Schlieri. Przerzucając kolejne kartki gazety nie potrafię się skupić na czytanych artykułach. Moje myśli krążą wokół zdenerwowanego Gregora. Trenerzy rzeczywiście trochę za mocno go naciskają. Wygląda na to, że nie tylko muszę czuwać nad zdrowiem psychicznym zawodników, ale mała sesja przyda się też Pointnerowi.
Zegarki wskazują prawie trzynastą, kiedy skoczkowie zjawiają się w moim gabinecie. Stają półkolem za sofą i patrzą na mnie wyczekująco.
- Po co mieliśmy przyjść?- głos zabiera Morgenstern.
- Chciałam wam powiedzieć, że wieczorem idziemy do klubu. Żadnego szaleństwa dzisiaj, po prostu musicie kogoś poznać- na dźwięk moich słów zaczynają protestować jeden przez drugiego.- Żadnych sprzeciwów. Chcę przedstawić wam Caroline. Tę, która będzie z nami pracować- ich miny zmieniają się w jednej sekundzie.
- O której i gdzie?
- Elferhaus o dziewiętnastej?- wszyscy zgodnie kiwają głowami i zaczynają opuszczać pomieszczenie.  Zadowolona z częściowo zrealizowanego planu zakładam płaszcz i wychodzę zaraz za skoczkami, żeby udać się do domu.
W bramie mija mnie samochód. Nad siedzeniem pasażera pochyla się Schlierenzauer i patrzy na mnie przez opuszczoną szybę.
- Podwieźć cię?- Obdarowuje mnie przy tym swoim nieziemskim uśmiechem.
- Przejdę się, do zobaczenia wieczorem- również posyłam w jego kierunku uśmiech. Skoczek odjeżdża, a ja przez chwilę wpatruję się w ulicę, w którą skręcił. Zastanawiam się, co ten chłopak ma takiego, że traktuję go trochę inaczej niż resztę swoich podopiecznych. Niby nie jesteśmy jakoś blisko, ale Gregor Schlierenzauer bez wątpienia nie jest mi obojętny. Wracam myślami na ziemię i ruszam w kierunku mieszkania. Po drodze piszę sms-a do Caro: „Mam nadzieję, że masz w swojej szafie coś wyjściowego, bo przyda ci się wieczorem.” 

#Caroline
 Wstaję i ruszam do kuchni z nadzieją, że spotkam Rose, jednak zauważam tylko kartkę z informacją, że wyszła do pracy, a ja mogłam się tego domyślić. Zaczynam robić sałatkę na śniadanie i włączam odbiornik, czyli telewizor natrafiając na wiadomości, ale po chwili znudzenia przełączam na jakiś serial, którego nie rozumiem, aby ponownie wrócić do sypialni. Ubieram się w czarne dżinsy i granatową koszulę w kratę, robiąc lekki makijaż słyszę dźwięk wiadomości, nie zwracam na to uwagi i dalej wykonuję wcześniej zaczętą czynność. Czeszę moje długie blond włosy i postanawiam sprawdzić wiadomość, która jest od nikogo innego jak Rose z życzeniami miłego dnia, uśmiecham się do ekranu i idę do przedpokoju, zakładam buty, kurtkę i owijam się szalikiem, aby wyjść na miasto, którego nie znam. Kieruję się w stronę skoczni, żeby dokładnie jej się przyjrzeć. Podczas spaceru podziwiam miasto jakim jest Innsbruck i tak naprawdę przypada mi do gustu. Oddychając świeżym powietrzem przyglądam się przechadzającym parom i od razu przypomina mi się tajemniczy mężczyzna, który udzielił mi pomocy.  Widząc skocznie z daleka od razu myślę o mojej nowej pracy i ,o dziwo, o napotkanym wczoraj osobniku, który zrobił na mnie lekkie wrażenie. Nie potrafię wyrzucić go ze swojej głowy, bo kogoś mi przypomina, jednak nie wydawało mi się, żeby to był jakiś znajomy Rose bądź sportowiec, ewentualnie skoczek narciarski. Wracając do mieszkania zahaczam jeszcze o kilka sklepów i robię małe zakupy, przechadzając się między półkami chwytam kilka paczek żelek i tabliczek czekolad, które na pewno posłużą mi i Rose podczas samotnych, filmowych wieczorów. Słyszę dźwięk przychodzącego sms’a i odczytuję wiadomość o wieczornym wyjściu. Popadam w huraoptymizm, naprawdę… Wchodząc po schodach zgarniam z naszej skrzynki kilka ulotek i wchodzę na piętro.
- Caro! Gdzie byłaś? Nie zgubiłaś się? – śmieje się.
- Coś ty! Zrobiłam zakupy. – wchodzę do środka i rozbieram się. – Zrób lepiej herbatę, trochę zmarzłam.
- Jasne. – siadam przy blacie kuchennym i przyglądam się przyjaciółce. – O co ci chodzi? – pyta się.
- Wyładniałaś. – zamyśliłam się. – Promieniejesz.. Czyżby miłość? – marszczę czoło.
- Oj Caro, znasz mnie i wcale nie jest tak łatwo mnie zdobyć i w sobie rozkochać. – wzrusza ramionami i stawia herbatę na blacie.
- Wydaje mi się, że coś się u ciebie zaczyna dziać jednak ty uparcie samej sobie przeczysz. – upiłam łyk napoju.
- Wątpię Caroline. – wpatruje się w podłogę.
- Nie naciskam.
- Póki pamiętam, za cztery godziny masz być gotowa do wyjścia. – uśmiechnęła się.
- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. – pokiwałam głową.
- Przygotuj się.
- Nie, Rose!
- Spotkanie towarzyskie z moimi znajomymi. Pasuje ci cokolwiek?
- Mam jakieś wyjście?
- Nie!
- Tak naprawdę to ja już jestem gotowa. – zauważyłam typowe spojrzenie Rose.
- Chcesz tak iść?
- Mhm. – patrzę niepewnie.
- Nie ma mowy, poszukiwania rozpoczęte.



#Rosalie
- Przepraszam was na chwilę, ale muszę doprowadzić moją przyjaciółkę do porządku- mówię do skoczków, widząc jak Fetti i Caro walczą ze sobą wewnętrznie, żeby zacząć rozmowę.- Thomas, idź ogarnij Manuela, błagam- zwracam się do blondyna po drodze do stolika. Posłusznie rusza za mną by po chwili zatrzymać się przy swoim kadrowym koledze.
- Stary, od kiedy ty taki nieśmiały jesteś?- słyszę zanim zdążam usiąść koło blondynki. Uśmiecham się w duchu, może Morgi przemówi Fettnerowi do rozumu.
- Caroline, moja droga Caroline- opieram ręce na stole i wpatruję się w przyjaciółkę.- Nie muszę ci chyba mówić, że jeśli zaraz nie pozbędziesz się swojej nieśmiałości i nie zaczniesz rozmawiać z Manu, to będziesz musiała znosić moje zrzędzenie. Dziewczyno, trochę odwagi!- Blondynka kiwa głową i wstaje od stołu. Bierze głęboki wdech i odwraca się, żeby ruszyć w stronę Manuela. Kawałek dalej to samo robi skoczek. Obserwuję ich czekając na rozwój wydarzeń. Rozmawiają przez chwilę, ale niestety w tym hałasie nie mogę usłyszeć ani słowa. Zadowolona spoglądam w stronę Morgensterna i posyłamy sobie porozumiewawcze spojrzenia.
- Skoro już pobawiłaś się w swatkę, to może mogłabyś poświęcić mi trochę czasu?- Słyszę za plecami znajomy głos.
- Oczywiście, panie Schlierenzauer- odwracam się do skoczka z największym uśmiechem na jaki mnie stać.
- Spacer?- Rozglądam się po sali szukając wzrokiem Caro, ale razem z Fettim gdzieś zniknęli.
- Spacer- przytakuję i pozwalam skoczkowi poprowadzić się do szatni, a potem do wyjścia.
Chodzimy uśpionymi już ulicami Innsbrucka, rozmawiając i śmiejąc się. Gregor parę razy próbuje mnie czymś zaskoczyć, ale zawsze znajduję jakąś odpowiedź. W grach słownych nie ma ze mną szans. Czasami specjalnie udaje obrażonego. Wtedy rusza mnie sumienie i na krótką chwilę przestaję być złośliwa.
Schlierenzauer uparł się, że odprowadzi mnie do domu i tak oto zbliżamy się do mojej klatki.
- To tutaj- oznajmiam, zatrzymując się przy właściwym numerze i staję naprzeciwko znacznie ode mnie wyższego Gregora.
- Dziękuję za spacer-wpatruje się we mnie swoimi czekoladowymi tęczówkami, wywołując tym przyjemne uczucie w brzuchu. Zupełnie jak u nastolatki- śmieję się w myślach.
- Polecam się na przyszłość- wspinam się na palce, żeby musnąć policzek sportowca.- Dobranoc- szepczę mu do ucha i jak najszybciej ruszam do klatki.
- Rose- słyszę wołanie skoczka. Odwracam się i posyłam mu pytające spojrzenie.- Śpij dobrze- uśmiecha się do mnie szeroko. Kiwam głową i znikam za drzwiami. Do domu wchodzę, cały czas myśląc o ostatnich godzinach spędzonych ze Schlierenzauerem.

#Caroline
 Postanawiam, że ubiorę się w to, co poleciła mi Rosalie, upierała się przy sukience, jednak chociaż raz to ja postawiłam na swoim. Po krótkim czasie jestem gotowa i zmierzam ku drzwiom brunetki, delikatnie pukam i słyszę pozwolenie na wejście.
- Pięknie wyglądasz. – patrzę na nią.
- Mimo wszystko ty również.
- Dzięki. – opieram się o szafę.
- Mam coś dla ciebie. – rzuca w moją stronę bransoletkę. – Będzie idealnie pasować.
- Dziękuję. Idziemy już?
- Tak.
Ubierając się zamieniamy jeszcze kilka słów, a w drodze na miejsce opowiada mi historie związane ze skoczkami, co nie tylko mnie rozluźniło, ale przede wszystkim rozbawiło. Mogę to tylko rozumieć jednostronnie, łatwe życie mnie nie czeka. Stoimy przed klubem i delektujemy się świeżym powietrzem.
- Boję się tam wejść. – rzucam niepewnie.
- Panno Caroline, spokojnie, to są tylko moi znajomi, którzy będą również twoimi.
- Dobrze, wchodź pierwsza.
Biorąc głęboki wdech wchodzę do lokalu i rozglądam się po wnętrzu, w którym jest przytulnie. Zostawiamy kurtki i od razu zauważam, że stojąca przede mną osoba, czyli moja przyjaciółka macha w stronę grupki mężczyzn. Ilu? Tak naprawdę trudno jest zliczyć.
- Poznaj moich znajomych czyli skoczków narciarskich. – tak naprawdę dociera do mnie, co drugie słowo, bo nie wierzę własnym oczom.
- H-hej. – nie odrywam od niego  wzroku.  Zaczynają podchodzić do mnie skoczkowie i się przedstawiać, jako ostatni pojawia się on.
- My się chyba poznaliśmy. – podrapał się po karku.
- Chyba na pewno. – uśmiecham się.
- Siadaj. – wskazuje mi miejsce naprzeciwko siebie.

- Fettner! Fettner. – słyszę głos skoczków i śmieję się w duchu. – Manu! – słyszę.
- Manuel, to chyba do ciebie. – zaczynam się lekko śmiać.
- Co, co? – ocknął się.
- Wołają cię. – odwraca się i podchodzi do kolegów. Po chwili widzę kroczącą w moją stronę Rose. Wysłuchuję krótkiego wykładu na temat nieśmiałości, co delikatnie mnie bawi, ale staram się tego nie okazywać. Po chwili ruszam w stronę Manuela, a on robi to samo, po czym zaprasza mnie na spacer, a ja bez oporu się zgadzam.
- Podstęp Rose? – śmieje się skoczek.
- Uwierz mi, jest w tym dobra.
- Bawi się w swatkę, a sama sobie pomóc nie potrafi. – prycha.
- Coś sugerujesz? – marszczę czoło.
- Ty tego nie widzisz, bo nie przebywałaś w naszym otoczeniu tyle czasu jak ona i naprawdę widzę, że coś dzieje się między nimi. – spogląda na mnie.
- Skończmy temat, nie warto. Rose taka jest, nie przetłumaczy sobie, ale jest również uparta jak osioł.. Tak poza tym, nie wiem o kogo chodzi.
- I śmiała w przeciwności do ciebie.
- Jak śmiesz mnie porównywać do niej? – rzucam wrogie spojrzenie.
- Oj Caroline. – obejmuje mnie, a ja patrzę na niego z jeszcze większym szokiem.
Przechadzając się po zamarłym Innsbruku czerpiąc świeżego powietrza wymieniamy się znaczącymi spojrzeniami, ale nie brakuje również wielu słów i śmiechów. Kiedy Fettner odprowadza mnie pod blok zerkam ukradkiem na godzinę i nie wierzę własnym oczom, że spacerujemy już tak długo.
Stoimy tuż pod klatką i przez dłuższą chwilę nie wiemy jak się zachować, bądź nie chcemy opuszczać swojego towarzystwa.
- Czuję się jak nastolatek. – obejmuje mnie w pasie.
- Czy to nie za szybko panie Fettner? – patrzę w jego tęczówki. 
- Zdecydowanie nie, moja droga. – przyciąga mnie do siebie.
- Ach mój drogi. – oplatam swoje ręce na jego karku, po czym delikatnie składam pocałunek na jego ustach, czym zdecydowanie go zaskakuję. – Dobranoc. – ruszam w stronę klatki.
- Caro! – odwracam się. – Śpij dobrze. – uśmiecha się.
- Ty również.
Wchodzę do domu myśląc o skoczku i starając się nie budzić Rosalie, której zapewne zabawa w towarzystwie sportowców się udała. 
~*~
Magic: Według mnie powyższy post nie wymaga mojego komentarza, a mówi sam za siebie. Mam nadzieję, że miło się go czytało. Od siebie powiem tylko tyle: do następnego! ;)

Pauline: Witam, myślałam, że nie dociągnę do końca tego rozdziału, jednak udało się, ale to tylko dlatego, że było trochę motywacji. Oficjalnie ze swojej części nie jestem zadowolona. No cóż tu jeszcze napisać.. Nie pozostaje nic tylko bądźcie cierpliwe. :)

sobota, 22 lutego 2014

First adventure

#Caroline
Nie będę oszukiwać, że nie lubię długich podróży, tym bardziej w takim okresie roku. Czasami z nudów zatrzymuję się do sklepu, kawiarni, czy restauracji na jakiś posiłek. Nie lubię również kiedy szwankuje mi GPS i właśnie w tak ważnym momencie, czyli prawie na mecie mojej podróży ponownie coś się z nim stało. Zatrzymuję się na parkingu w Innsbrucku i słucham muzyki dobiegającej z głośników radia. I tak oto leci piosenka, zdecydowanie moja ulubiona, która umila mi w tym momencie dzień, czyli Imagine Dragons – Demons.
Fotografia była nieodłącznym towarzyszem mojego obfitego życia i mówię o niej w rodzaju męskim, bo tak naprawdę jest jedynym facetem, którego kocham. Pokazuje piękno świata, ale przede wszystkim ludzi i ich różne oblicza. Każda sesja, a tak szczerze każde zdjęcie pod swoją pokrywą ma coś niezwykłego, przynajmniej ja to tak postrzegam. Z tego co wiem w nowej pracy mam zajmować się robieniem zdjęć na treningach, kwalifikacjach, zawodach. Podobno interesuje to również pana Pointnera, a tak poza tym to mam wstawiać fotografie na stronę internetową i przede wszystkim ją prowadzić. Dodatkowo zdjęcia skoczków do gazet i tak dalej, wszystkie zadania będę otrzymywała na bieżąco i wcale się tym nie stresuję i wcale nie jestem nieśmiała przy facetach…
Myślę teraz o szalonej Rose, którą zaczepiłam kiedyś w piaskownicy i ze swoim plastikowym, zabawkowym aparatem do niej podeszłam i spytałam, czy mogę jej zrobić zdjęcie i w sumie.. tak to się zaczęło. Zawsze była adorowana przez chłopaków, a teraz jest adorowana przez mężczyzn, czego jej wcale nie zazdroszczę. Jestem też od niej starsza i mniej szalona, czego w sobie nie lubię, ale przemilczę to.
Wyszłam ze swojego auta i od razu napotkałam faceta w okolicach mojego wieku.
- Przepraszam. – spojrzałam się na przystojnego osobnika i uśmiechnęłam.
- Słucham? – rzucił mi pozytywny uśmiech.
- Chyba się lekko zgubiłam, znaczy no… Czy mógłby mi pan wskazać tak mniej więcej jak mogę dotrzeć na tą ulicę? – pokazałam mu adres na kartce.
- Cały czas prosto, następnie skręca pani w lewo, później znowu prosto, a potem w prawo. – tłumaczy mi gestykulując.
- Dziękuję, ratuje mi pan życie! – powiedziałam rozradowana.
- A gdzie tam, nie ma za co, do zobaczenia kiedyś, mam nadzieję! – rzucił mi ciekawy uśmiech.
- Do widzenia. – wsiadłam do auta i od razu ruszyłam w drogę.
Wydaje mi się, że skądś kojarzę tą twarz, ale nie mogę sobie przypomnieć, nie będę zachrzątać sobie tym głowy, wolę skupić się na drodze, bo ponownie się zgubię. Zajechałam pod podaną ulicę, gdzie w równym rzędzie postawione są nowoczesne bloki, odszukałam szybko podany blok i  weszłam do klatki, na drzwiach widnieje jej nazwisko i zaczynam pukać. Na progu pojawia się rozradowana przyjaciółka i od razu rzuca się w moje ramiona. 

#Rosalie
Właśnie dzisiaj przyjeżdża Caroline. Strasznie się cieszę, że będę mogła mieć przyjaciółkę przy sobie. W oczekiwaniu na jej przybycie kończę sprzątać mieszkanie. W pracy poprosiłam o wolne. Zresztą, skoczkowie i tak by mnie dzisiaj nie potrzebowali.
Często myślę o tym, że potrzebuję wolnego, bo Austriacy doprowadzają mnie do szału, ale teraz będąc w domu, dochodzę do wniosku, że zdecydowanie wolę siedzieć w klubie i czekać aż któryś przybiegnie do mnie z jakimś problemem. Wbrew pozorom, dogadujemy się. Może nie jesteśmy ekstra zgraną ekipą, ale nie wzbudzamy w sobie morderczych instynktów, a to już można uznać za sukces.
Najlepsze stosunki mam z Manuelem. Jest dobrym kumplem i zawsze mogę na niego liczyć. Nie odstaje szaleństwem od swoich kolegów, ale w przeciwieństwie do nich, zna granice przyzwoitości. Prowokatorem wszystkich, ale to dosłownie wszystkich wybryków jest oczywiście nie kto inny jak Gregor. Przysięgam, że nie wiem, co temu chłopakowi siedzi w głowie. Ma niesamowicie silną psychikę i mało co może go złamać, ale mentalnie zatrzymał się chyba w wieku piętnastu lat. Mimo wszystko, lubię go. Najwięcej pracy mam z dwoma Thomasami. Morgenstern jest po upadkach, życie prywatne trochę mu się wali. To zawodnik, który ostatnimi czasy najczęściej do mnie przychodzi. Kolejny jest Diethart, który mimo dobrej formy, jaką prezentował w Turnieju Czterech Skoczni, nie do końca radzi sobie z tym całym szumem wokół niego. Całkiem sympatyczna świnka z niego. W tym wszystkim siedzą jeszcze Andreas i Wolfgang, ale oni są już chyba za starzy na numery swoich młodszych kolegów. Wreszcie Michael. Nigdy nie mam większych problemów z dotarciem do ludzi, ale on to wyjątkowo ciężki przypadek. Nie wiedzieć czemu, nie może się do mnie biedak przekonać, a co za tym idzie, nie mogę mu nic doradzić, bo za mało mówi.
Po głębszych przemyśleniach stwierdzam, że jednak lubię swoją pracę. Wolę skoczków niż dzieci. Chociaż właściwie, co za różnica?
Zadowolona zauważam, że mieszkanie lśni i mogę chwilę odpocząć. Spoglądam na zegarek. Caro mówiła, że będzie koło południa, a tymczasem dochodzi już czternasta. Wyciągam z kieszeni telefon i chcę dzwonić do przyjaciółki, ale przerywa mi pukanie do drzwi. Otwieram je i widzę oczekiwanego gościa. Stoimy przez chwilę patrząc się na siebie, by zaraz rzucić się sobie w ramiona wydając okrzyki radości.
Pomagam blondynce wnieść bagaże i parę minut później siedzimy w kuchni, czekając na gotującą się wodę.
- Martwiłam się, co tak długo?- pytam.
- Zgubiłam się- dziewczyna patrzy na mnie zakłopotana.
- Caroline- rzucam oskarżycielskim tonem.- Dlaczego nie zadzwoniłaś?
- Ja... spotkałam takiego chłopaka. On powiedział mi, gdzie mam jechać- Dostrzegam delikatny rumieniec na policzkach dziewczyny.
- Wspaniale- niemal klasnęłam w dłonie z radości.- Jak ma na imię?
- Nie wiem, nie przedstawił mi się- czasami zapominam, że Caro jest zupełnym przeciwieństwem mnie i nie jest tak odważna w relacjach z ludźmi.
- Jak wygląda?
- Nie przyglądałam mu się. Brunet i na pewno miał tunel w lewym uchu- kiwam głową.
- Caroline, ty się rumienisz! Może coś więcej na temat tajemniczego pomocnika?
- Miły chłopak, tyle.- Unoszę ręce w poddańczym geście. Nic więcej bym z niej nie wyciągnęła.- Trzeba uzupełnić lodówkę. Idziesz ze mną do sklepu?
- Następnym razem. Teraz zostanę i się rozpakuję.
- Jak chcesz- rozmawiamy jeszcze chwilę po czym zostawiam ślad ust na policzku przyjaciółki i opuszczam mieszkanie. Wsiadam do mojego chevroleta i ruszam w drogę do najbliższego supermarketu.
Chodzę między alejkami wrzucając do koszyka potrzebne produkty dopóki czyjś głos nie wyrywa mnie z transu.
- Rose? Cześć.- Odwracam się i widzę Manuela. Witam się ze skoczkiem buziakiem  w policzek.
- Cześć Fetti, co słychać?
- Wiesz, miałem dzisiaj ciekawą sytuację. Spotkałem dziewczynę. Długowłosa blondynka o nieokreślonych oczach. Coś między niebieskim a zielonym, ale jakie niesamowite były. Zgubiła się, więc jej pomogłem. Do teraz siedzi mi w głowie. Głupi nawet nie zapytałem, jak ma na imię- uśmiecham się na wypowiedź chłopaka.
- Spokojnie, jak już los postawił ją na twojej drodze to jestem pewna, że zrobi to kolejny raz.- Mówię, jednocześnie układając w głowie plan działania. Musiałabym być głupia, żeby nie skojarzyć faktów. Oczywiste było, że to Manuel pomógł dzisiaj Caro. Już ja zadbam, żeby jak najszybciej ponownie się spotkali.
- Obyś miała rację- sportowiec uśmiecha się niepewnie, jakby zastanawiał się czy faktycznie będzie tak jak powiedziałam.- A ty co, widzę większe zakupy?- wskazał ręką na zawartość mojego koszyka.
- Tak. Pamiętasz jak opowiadałam ci o Caroline?- kiwa głową na znak potwierdzenia.- Właśnie dzisiaj przyjechała. A byłam tak zajęta sprzątaniem, że nie zdążyłam zrobić zakupów.
- To już cię nie zatrzymuję. Miłego dnia, Rose.
- Tobie też, Fetti. I nie zaprzątaj sobie już głowy tą dziewczyną.- Żegnam się z chłopakiem i ruszam na dalszą wycieczkę między półkami.

#Caroline
- A u ciebie jak sprawy z facetami? – poruszam znacząco brwiami.
- Mam ich tylu, że aż trudno zliczyć. – prychnęła.
- Oj Rose, ja nie o nich. – kiwam przecząco głową. – Oj, to chyba któryś z nich. – zaśmiałam się.
- Idę już do sklepu. – rzuciła.
- Nie wymigasz się i jak masz iść to idź.
Od razu zaczynam rozpakowywanie, robię to szybko i przyjemnie w swoim nowym pokoju i staram się, żeby był typowo mój.  Ustawiam zdjęcia na półkach i to ostatnia czynność, którą musiałam wykonać, a przyjaciółka nadal nie wraca. Wracam do skromnego salonu i zaczynam przeglądać zdjęcia z dzieciństwa Rose i swoje. Po chwili wybucham niepohamowanym śmiechem po wejściu przyjaciółki.
- Ktoś tu był chyba gruby. – śmieje się.
- A ktoś tu kiedyś miał włosy obcięte na grzyba. – odpłaca mi się tym samym.
- A ktoś tu miał za krótką grzywkę! – nie pozostaję jej dłużna.
- A ktoś tu jest głupi. – wybucha śmiechem.
Stoimy tak przy kominku i przyglądamy się wszystkim starym fotografiom i wspominamy dobre i beztroskie czasy. Oparłam się o jej ramie i rzuciłyśmy sobie typowe spojrzenia. 


~*~
Magic: Cześć Kochane Czytelniczki! Wracamy do Was z pierwszym postem ;)
Bardzo przyjemnie mi się pisało, a mam nadzieję, że z równie wielką przyjemnością go czytałyście! 
Współpraca z Pauliną jak na razie bez większych problemów i trzymajcie za nas kciuki, żeby dalej tak było! ;)
Pauline: Witam, cieszę się, że w końcu jest ten rozdział. Mam nadzieję, że wam się podoba i chcecie więcej. Współpraca z Magic mija miło i przyjemnie. Trzymajcie kciuki za przyszłość, do następnego. :) 



piątek, 14 lutego 2014

Prolog

#Rosalie

Rosalie Braun, 25 lat. Psycholog z zawodu i z zamiłowania. Niestety przyszło mi pracować z takimi pacanami, że czasami sama potrzebuję sesji u psychologa. Austriaccy skoczkowie narciarscy nie należą do najłatwiejszych pacjentów, a w dodatku nie potrafią być poważni. Czasami zastanawiam się, za jakie grzechy zostałam skazana na pracę z nimi. Przecież byłam grzeczną dziewczynką!
Jest jednak coś, co może odmienić mój niewdzięczny los. Jutro w moim mieszkaniu ma pojawić się Caroline. Przyjaźnimy się odkąd pamiętam i mamy razem mieszkać. W dodatku blondynka ma zacząć pracę w austriackiej kadrze jako fotograf. Już jej współczuję. Biedna nie wie, w co się wpakowała. Mam tylko cichą nadzieję, że we dwie jakoś damy sobie radę z tymi zakrętami życiowymi.

#Caroline

Caroline Wagner, 27 lat. Moja rodzina zawsze żartowała, że urodziłam się z aparatem, który od samego początku towarzyszył mi w niedługim, ale bardzo ciekawym życiu. Cieszę się z tego, że mogę robić to co kocham i być z zawodu fotografem. Dawno temu spotkałam młodszą ode mnie o dwa lata dziewczynę, piękna, przyciągająca facetów jak magnes, od razu wzbudziła moją uwagę. Od tamtego czasu ona mi pozuje, a ja ją fotografuję. Mieszkam daleko od niej, ale niedługo to się zmieni i zostawię piękną stolicę mojego kraju. Spotykałam się z różnymi modelkami i modelami… właśnie mam pracować w kadrze skoczków narciarskich i chyba nie wiem w co się wpakowałam. Praktycznie ich nie znam, ale teoretycznie wiem więcej niż Rose się wydaje.  W tym momencie pakuję ostatnie manatki i wyruszam w męczącą podróż. Otwieram nowy rozdział w życiu, w którym mam nadzieję będzie pełno przygód.

~*~
Magic: Wypadałoby się przywitać, więc witajcie! Kolejna historia, tym razem inna, bo pisana z Pauliną. Cieszę się, że tak szybko udało nam się zrealizować wspólny pomysł i mam nadzieję, że równie szybko będziemy dodawały kolejne posty. Na razie zapraszamy na prolog ;)
Pauline: Witam kochani, jednak tym razem w czymś nietypowym, czyli duecie. Jest mi bardzo miło współpracować razem z Magdą i jak na razie idzie nam to super. Trzymajcie za nas kciuki, bo pisanie wspólnie nigdy nie jest łatwe i wymaga wiele czasu i przede wszystkim kompromisów. :)